W dzisiejszym wpisie przedstawię moją drogę zawodową – zmiany stanowisk, form zatrudnienia oraz powody, dla których porzuciłem tryb stacjonarny na 100% zdalny. Przez 6 lat aktywności zawodowej przeszedłem z pracy w korporacji zatrudniającej prawie 40,000 osób do pracy w pełni zdalnej w kameralnym zespole. Jeśli interesuje Cię moja historia – zapraszam do czytania dalej 🙂
Spis treści
Z kompem od dziecka
Wiele osób ma problem z wyborem kierunku studiów czy przyszłego zawodu. Ja takiego dylematu nigdy nie miałem. Od dziecka byłem blisko “komputerów”. Zaczęło się od zabawy na grze telewizyjnej Pegasus i zepsuciu niezliczonej liczby dżojstików kupowanych na targu 😁 Pamiętam też pierwszy komputer przywieziony przez tatę ze Szwecji – to był szał!
Z upływem czasu wśród rodziny i znajomych byłem znany jako “ten co się zna na kompie”. Wiecie, jak każdy informatyk – co jakiś czas trzeba było zrobić komuś “formata”, przeinstalować system operacyjny czy “usunąć wirusa” 😂
Co jednak istotne, moje kontakty z komputerami w większości sprowadzały się do zabawy. Nie zacząłem programować w wieku 10 lat, jak to bywa w przypadku wielu “guru” programowania.
Pierwszą małą przygodę z programowaniem miałem w 6. klasie podstawówki. Nauczyciel informatyki namówił mnie i kilka innych osób do nauki programowania w języku Visual Basic 6, co potwierdza chyba pierwsza wystawiona przeze mnie w sieci opinia 😂 Była to “recenzja” książki ABC Visual Basic 6. Co ciekawe, nadal można ją przeczytać na stronie wydawnictwa:
Jak widzicie, nie obyło się bez małego hejtu 😂 13-letni Dawid po kilku dniach postanowił się jednak zreflektować:
Uważam, że to mega zabawna historia. No i w ogóle fakt, że ta opinia przetrwała tam 14 lat! 😁
Studia – Informatyka na PWr
Prawda jest jednak taka, że przed studiami nie interesowałem się jakoś szczególnie programowaniem. Nie byłem też asem z matematyki, a wszyscy mówili, że jest ona bardzo potrzebna na Informatyce… Bo to właśnie ten kierunek studiów wybrałem.
Nigdy nie musiałem się zastanawiać, na jakie studia pójdę i co będę robił w życiu. Informatyka – to było dla mnie oczywiste. “Znam się na komputerach, więc wiadomo – będę informatykiem!”. W rzeczywistości nie miałem zielonego pojęcia z czym to się wiąże. Nie wiedziałem, jak wyglądają studia informatyczne. Pamiętam, że jedną z moich głównych myśli wybierając Informatykę na Politechnice Wrocławskiej było “na pewno nigdy nie będę programistą”. Koderzy kojarzyli mi się z geekami siedzącymi w piwnicy i piszącymi tajemnicze programy. Myślałem, że zamiast tego będę jakimś “sieciowcem”, nie mając w ogóle pojęcia co to znaczy 😁
Po rozpoczęciu studiów okazało się, że Informatyka to nie tylko zabawa z komputerami. Trzeba było zdawać hardkorowe egzaminy z Analizy Matematycznej, przejść przyspieszony kurs obsługi oscyloskopu, budować układy cyfrowe łącząc ze sobą setki przewodów i wreszcie – programować. Duuuuuużo programować. Rzeczywistość oraz sytuacja rynkowa szybko zweryfikowały moje plany. Wiedziałem, że prawdopodobnie czeka mnie kariera programisty.
W trakcie studiów znaliśmy się już z Dagą, o czym więcej możecie poczytać tutaj. W ich trakcie zamieszkaliśmy razem. W tamtym czasie nie wyobrażałem sobie dłuższego wyjazdu czy życia za granicą. Ani przez sekundę nie przeszła mi przez myśl możliwość pracy zdalnej z dowolnego miejsca na świecie! Niektóre osoby z naszego otoczenia co jakiś czas powtarzały nam, że “pewnie któregoś dnia wyjedziecie za granicę”. W sumie nie wiem czemu tak twierdzili. Myślę jednak, że chodziło im bardziej o wyjazd na stałe do jakiegoś zachodniego kraju. My w ogóle o tym nie myśleliśmy. Wiązaliśmy naszą przyszłość z Wrocławiem i mniej lub bardziej “typowym” życiem w Polsce.
Wpływ na to, jak potoczyło się dalej moje życie na pewno miała praca i osoby w niej spotykane. W dalszej części artykułu opiszę ścieżkę mojej “kariery zawodowej”. Nie będę jednak pisał o pracach dorywczych, które podejmowałem jeszcze w szkole średniej czy na pierwszych latach studiów. Skupimy się na pracy w zawodzie Informatyka (później: programisty).
Pierwsza praca w korpo
Każdy student Informatyki na PWr musiał odbyć obowiązkowe, miesięczne praktyki związane z kierunkiem studiów. Chodziłem na różne rozmowy rekrutacyjne licząc na wyrwanie jakiegoś, choćby bezpłatnego stażu na stanowisku programisty. Moje skille były w tamtym czasie najwyraźniej zbyt słabe 😁 W końcu trafiłem na program płatnego stażu w Volvo IT we Wrocławiu. Nie udało mi się dostać na stanowisko developera, ale ze względu na dobrą znajomość angielskiego dostałem propozycję dołączenia do… działu wsparcia technicznego (IT helpdesk). Zgodziłem się i całe 3 miesiące wakacji w 2014 r. spędziłem w korpo zatrudniającym prawie 40,000 pracowników na całym świecie.
Praca polegała na obsłudze informatycznej pracowników Volvo z całego świata. Siedząc z słuchawkami na uszach odbierałem połączenia od osób z całego świata – głównie z Indii, czasem z RPA, Francji i USA. Siedzieliśmy w open-space razem z kilkudziesięcioma innymi pracownikami.
Zadania wykonywane w ramach mojej pierwszej pracy “w zawodzie” były dla mnie dość proste. Nie miały one oczywiście nic wspólnego z programowaniem. Nadal pozostawały jednak w ramach IT, przez co mogłem zaliczyć te praktyki jako obowiązkowy staż na uczelni. Kontakt z międzynarodową społecznością Volvo bardzo mi pomógł w rozwinięciu umiejętności językowych i przełamaniu strachu przed rozmową w obcym języku. Praktyki były całkiem przyzwoicie płatne jak na pierwszą pracę, co pozwoliło mi zarobić swoje pierwsze, konkretne pieniądze z pracy w zawodzie. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że zarwane nocki na liczeniu całek nie poszły na marne 😁
Pracę we wrocławskim Volvo IT wspominam bardzo dobrze. Poznałem wiele fajnych osób – z niektórymi mam kontakt do dziś 😉 Dowiedziałem się też, do czego służy prawdziwa, korporacyjna kuchnia (do pogaduszek przy kawie i przynoszenia powitalnego/urodzinowego/pożegnalnego ciasta). Nauczyłem się też najbardziej przydatnego w pracy biurowej skrótu klawiaturowego – Win + L 😁
Praca w IT helpdesk nie była jednak moim marzeniem. Wiedziałem, że trzeba iść dalej. Z końcem września 2014 r. pożegnałem się z ekipą Volvo, wracając na 3. rok studiów.
Druga praca w mniejszym korpo
Na 3. roku studiów (2015 r.) znalazłem pracę w zatrudniającej klika tysięcy osób polskiej firmie Comarch. Tym razem już na stanowisku programisty.
Moja przygoda w Comarchu potoczyła się dość dynamicznie. Na moich barkach spoczywało coraz więcej odpowiedzialności. Początkowo, poza programowaniem, organizowałem pracę małych zespołów projektowych. Po 2 latach zostałem liderem zespołu programistów. W najgorętszym okresie w moim teamie było 9 osób. Realizowaliśmy wiele projektów w jednym czasie, niektóre z nich dla dużych marek we Francji (sprzedawaliśmy oprogramowanie właśnie w tym kraju). W międzyczasie skończyłem studia na Politechnice Wrocławskiej – najpierw inżynierskie, a później magisterskie.
Po raz kolejny pracowałem w dużym, międzynarodowym środowisku. Codzienna praca wymagała kontaktu z osobami z Polski, Francji i Niemiec. Często udawałem się też na krajowe i zagraniczne delegacje. Praca odbywała się na ogół w dość dużym tempie. Nauczyło mnie to organizacji własnych zadań oraz podstawowych zasad produktywności. Zarządzanie zespołem nauczyło mnie pracy z ludźmi oraz tego, że każdy jest inny i ma inne potrzeby – również w pracy 😉 Koordynacja pracy zespołów z trzech krajów pokazała mi jak różne może być podejście do obowiązków służbowych w zależności od przynależności kulturowej.
Praca w Comarchu zbiegła się u mnie z zainteresowaniem tematami rozwoju osobistego. Dzięki wymianie opinii z niektórymi współpracownikami, zacząłem obserwować takie osoby jak Michał Szafrański, Pat Flynn czy Michał Śliwiński.
Książka tego pierwszego – Finansowy Ninja – sporo namieszała w moim życiu. Zacząłem interesować się finansami osobistymi – prowadzić budżet domowy oraz spisywać wydatki. Dzięki tej książce wiem, w jaki sposób zarządzać finansami, na co uważać i jak rozsądnie wydawać pieniądze. Nikt nie uczy nas tego w szkole – a szkoda. To wiedza, którą powinien posiadać absolutnie każdy.
Przygoda z finansami osobistymi uświadomiła mi, że warto korzystać z wiedzy i doświadczeń ludzi mądrzejszych od nas. Kolejną rewolucyjną dla mnie postacią okazał się Tim Ferris, a konkretnie jego książka The 4-Hour Workweek. Autor opowiada w niej, w jaki sposób można rozpocząć życie niezależne od lokalizacji. Wyjaśnia koncepcje dochodu pasywnego oraz podstawy marketingu i sprzedaży online. Przeczytanie tej pozycji to był chyba pierwszy moment, w którym zamarzyłem o podobnym stylu życia.
Momentem przełomowym, o którym Daga pisała szczegółowo tutaj, był nasz drugi pobyt w Tajlandii w grudniu 2018 r. Pomyśleliśmy wtedy, że nie musimy przecież iść za tłumem. Możemy zacząć żyć po swojemu. Skoro tylu osobom udało się rozpocząć życie na drugim końcu świata, to czemu my nie możemy pomieszkać na tajskiej wyspie pracując zdalnie? Postanowiliśmy spróbować 😉
Podjęcie tej decyzji oznaczało zakończenie mojej 4-letniej przygody z Comarchem – firma ta nie przewidywała możliwości pracy zdalnej. Na początku 2019 r. przekazałem przełożonemu informację o moich planach i wspólnie zaczęliśmy realizację prawie 4-miesięcznego planu mojego odejścia (pozdro Kuba 😉).
Do dziś wspominam te 4 lata bardzo dobrze. Wiele się nauczyłem. Rozwinąłem się jako człowiek, programista i leader zespołu. Zainteresowałem się finansami osobistymi, zarażając przy okazji tą tematyką Dagę, co pozwoliło nam rozpocząć budowę poduszki finansowej i oszczędności na nasz planowany wyjazd. Zacząłem też zgłębiać tematykę rozwoju osobistego i produktywności. Bez tych doświadczeń kolejne etapy nie byłyby możliwe.
Digital nomad – pierwsza praca zdalna
Po podjęciu decyzji o zmianie pracy na zdalną rozpocząłem poszukiwania. Z racji tego, że pracowałem jeszcze w poprzedniej firmie, nie zamieszczałem informacji o poszukiwaniu pracy na LinkedIn. Zapisałem się za to do kilku grup facebookowych, na których publikowane są oferty pracy zdalnej. W taki właśnie sposób trafiłem do wrocławskiej firmy Yumasoft, z którą podjąłem współpracę.
Zmiana pracy zbiegła się u mnie też ze zmianą formy zatrudnienia. Do tej pory pracowałem na umowę o pracę, a przechodząc na pracę zdalną założyłem jednoosobową działalność gospodarczą. Wiązało się to z założeniem samej firmy, wynajęciem wirtualnego biura, księgowego i załatwieniem kilku innych formalności.
Zostałem zatrudniony jako programista .NET/Full Stack. Pracujemy dla zagranicznego klienta. Z racji tego, że firma na swoją siedzibę we Wrocławiu, umówiliśmy się, że przez pierwsze 2 miesiące będę pracował stacjonarnie w biurze z resztą zespołu. W ten sposób mogliśmy się lepiej poznać i wspólnie wypracować zasady przyszłej współpracy zdalnej. Tym bardziej, że poza mną, mniej więcej tym samym czasie do ekipy dołączyły 2 kolejne osoby.
Dzisiaj nasz zespół liczy 6 osób, z czego 3 pracują w pełni zdalnie (w tym ja). Pozostała trójka 2 dni w tygodniu spędza w domu, a resztę w siedzibie firmy. Po naszym wyjeździe w połowie czerwca 2019 r. tak naprawdę tylko ja zostałem 100% zdalnym rodzynkiem 😁 Pozostałe dwie osoby mieszkają w Polsce i od czasu do czasu spotykają się z resztą ekipy we Wrocławiu.
W obecnej firmie wróciłem do bycia “tylko programistą”. Była to jednak w pełni świadoma decyzja. Po pierwsze, dużo łatwiej znaleźć pracę zdalną jako programista niż kierownik zespołu. Pracując zdalnie w podróży chciałem też nie być odpowiedzialnym za zespół, a przy okazji podszkolić swoje umiejętności programistyczne 😉
Rozpoczęcie pracy zdalnej dało nam niesamowitą wolność. W końcu mogliśmy wyjechać i zacząć żyć po swojemu.
Co dalej?
Na ten moment nie wyobrażam sobie powrotu do biura. Pracuję zdalnie od roku i nie mam zamiaru tego zmieniać – przynajmniej na razie 😉
Mógłbym napisać, że wiele rzeczy można było zrobić lepiej. Zamiast pracować dla kogoś, mógłbym opracować i sprzedawać własne produkty. Mogłem też zacząć programować w wieku 10 lat i dzisiaj być koderem-wymiataczem pracującym w Google albo Tesla. Mogłem też bardziej przyłożyć się do matmy, co w powiązaniu z programowaniem pozwoliłoby mi tworzyć zaawansowane gry komputerowe. Tylko po co miałbym tak myśleć? 😉
Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny 🙂 Czuję wdzięczność za to, gdzie dzisiaj jestem. Doceniam każdy etap swojej “kariery” i wszystkie osoby, które spotkałem na swojej drodze. Od wielu z nich nauczyłem się czegoś nowego. Nie żałuję żadnej pracy, którą wykonywałem. Gdybym miał przechodzić tę samą ścieżkę jeszcze raz, wziąłbym taki scenariusz w ciemno 🙂
Jak widzicie, wcale nie trzeba być wybitnie uzdolnionym, żeby realizować swoje marzenia. Nie trzeba też podążać za tłumem i robić tego, co wszyscy. Swoje poglądy i plany na życie można zmienić w jego trakcie, pod wpływem impulsu. Nie trzeba też rozmyślać, że coś można było zrobić inaczej. Moim zdaniem należy patrzeć w przyszłość, a z przeszłości i jej porażek wyciągać wnioski 🙂